sobota, 10 stycznia 2009

Z podręcznika łowcy snów


wyglądając

dnia narodzin,
rozkosz satysfakcji
płynie z bólu nocy.

czekając - blady dzień,
godziny radości
wchłania wilgoć,
niby cichego mroku.

dobrze wiem, że to co czuję,
nie zniknie wraz z dniem.
poza ciałem, z kawałka nocy
spijam z kropli nocy sen.


piątek, 9 stycznia 2009

Zbawieni od nienawiści


- ty wiesz?- pytasz.

- tak słucham?- mówię.
- tak wysoko jeszcze nie byłam,
zawsze opadałam przed sufitem.

***

powoli z obawy rozbiera
całując stopy i dłonie.
ciało przyjemnie drży,
było i będzie – w jednym słowie.

och tak! – głos czuły,
płonie ogniem w myśli.
mięśnie napięte podnietą,
czekają aż, dotyk się ziści.

namiętność pokój zalewa
zapach słonecznej plaży toczy.
wśród - pyłem niesionych liści,
dwoje w erotycznym rytmie zdarzeń.

jedwab pościelą pachnący,
pot z krwią nocy chłonął.
wyczerpane w spojrzeniu
dwa ciała w rozkoszy toną.

dla najwspanialszej perły pod słońcem, dedykuję Margarithies

z kropli nocy sen


wiem kim jesteś!

spoglądając,
w noc ubrana postać.

słodkich malin zapach,
czule goni
z oczu jasny dzień.

wokół skroni jedwab
- dłonie dwie;
zatrzymują w płucach dech.


Wspól(nego)życia dziś wieczór nie będzie


mogę wejść?
może lepiej nie.
z uczuciem?
no cóż,
zostało ich
chyba jeszcze
z trzysta gram

w butelce żytniej


() - niepotrzebne skreślić!

Zgubna miłość


słońca blask,
gdzieś nad pędzoną
deszczem chmurą.

wilgotny szum
z południowym wiatrem,
wpada do ucha.

chcę ciebie objąć
i ograbić z ciepła,
wykrapla się w myślach.

z głową w chmurach
i ponad nimi, trudno
zauważyć, bluszczem
obrastającą miłość.


czwartek, 8 stycznia 2009

Jesienne wyprzedaże


w pokoju osnutym

ciepłem patchouli,
z pieczołowitością samotnika
szukam w świadomości
kawałków ciebie.

zapach spełnienia,
wkradł się w nozdrza.
czuję to tak głęboko!
jednak są rzeczy,
których nie można kupić!

przeto jeszcze, cicho poleżę
w utkanym z serc
zagłębieniu miłości,
wtulony w rozkoszne
wspomnienia ostatniej nocy.


Biurkowa miłostka


czas niezapisywalnych chwil
jak klątwa wisi.
pod lampą od kilku dni,
rozlewa się białym atramentem ciszy.

a papier świadomy, że wypełnią
nektarem rozkoszy pory,
temperamentem ozdobią
marzy, by być naznaczony.

więc słodką wonią inspiruje,
delikatną fakturą podnieca.
milcząc wyczekuje,
pieszczoty słów jak płomienia świeca.

jednak pod lampą
na biurku stalówki zgrzyt.
stary zegar wskazuje:
„to jeszcze nie czas, na miłosny list!”


Spleen


postać przy kontuarze.
zdumiona, choć może
jak kiedyś – nie, jakby
bardziej zmęczona o zamglonych oczach
oddycha choć martwa, o tak.

to była za długa godzina
o te kilka zdań,
które roztrzaskały się o opary ducha
w pokoju wypełnionym
czterdziestopięcioprocentową zjawą.

przy stole pusto i cicho
a wokół niego,
morze bitego szkła.
i Nadzieja gdzieś pod sufitem
karcona śmigłami wiatraka.

to była za długa godzina,
nie warta tych wszystkich zmian,
przez chwilę coś się tliło.
jednak kilka pijanych zdań i...
przecież umierała od lat.


Wrzesień


w miejskich parkach,
chodzę alejkami
szukając jesieni

tymczasem,
na ulicach miast
balkonowe pelargonie

pochylają,
pod ciężarem schyłku lata,
bladoczerwone głowy

zmęczone,
dźwiganiem smutku
szarego dnia


Topielec


wyrzygałem się emocjonalnie
w słowach odczuwalny brak napięcia
chociaż bystro płyną strumieniem
nie potrafią porwać mnie ze sobą
...
powoli w dół, na muliste dno
w głowie wartki szum
to nie dla mnie dźwięczą słowa
wyrzygałem się, straciły sens


Powiedz czy ...?


Powiedz, czy gdybym się teraz
W ciebie wtulił? No wiesz,
Tak całym sobą.

I gdyby tak, moje ciepłe tchnienie
Muskając twój nagi kark,
Poderwało nagle tysiące
Twoich wewnętrznych motyli.

I wtedy, gdybyś Ty
Delikatna i czysta
Uniosła się na fali powietrza,
Wibrującego od trzepotu
Wielobarwnych skrzydeł.

To, czy wciąż byś się bała?
Czy radowałabyś się bezkresnym widokiem,
Spowitego w słońce świata?

A może właśnie teraz
Z tysiącem motyli,
Podrywasz się do lotu?


"Katowice 28.o1.2oo6"


Nad popołudniową Rotundą,
Płaczą Upadłe Anioły,
Gdy gołębie przerażone,
Wzbiły się do niebios!

Czarne, lśniące, długie karoce,
Zabierają pasażerów,
W ostatnią już podróż,
Przerażenie miesza się ze współczuciem.

Naród łącząc się
Ze smutkiem Aniołów, pochyla głowę...
Przed ich oczami,
Roztacza się obraz ostateczny...
Mury chore na łuszczycę,
Powietrze wibrujące w płucach,
Do okien i drzwi przywarła cisza.

Przeraźliwa pustka
Zionie pośród ruin i zgliszczy
Pustej kaplicy...
Gdy gołębie przerażone,
Wzbiły się do niebios!

dla tych, którym pasja pochłonęła całe życie - dedykuję

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Psychoportret


Życie.
Na kolejny dzień skazany
- Oto zwycięzca – skłamali.
Siłą wiara
- Zapomniał Bóg
Wokół gruz,
Szaleniec wskazał pojednania szlak.

Lustro.
Obiektywnie przez szkło spogląda
W niebieskoszarą studnię oczu.
Ostrzy, błysk
W oddali strzał!
Martwe ego skórą opięte,
Złapane w kadrze z ram.

Gniew.
W pięść zamknięta dłoń.
Obezwładniający strach,
Porażki smak.
Słychać huk!
Nagły ruch,
W odbiciu pajęcza złość…

Niepoległym, codziennie walczącym ze wspomnieniami - poświęcam ...

Szlakiem Starego Mędrca


Intymnie,
Krawędź po krawędzi,
Składam
Z moich myśli origami,
W nadziei, że odrzucę twarz Persony.

Wtedy!
Dryfujący, piękny, wielobarwny motyl,
Powiedzie mnie
Do centrum wszechświata,
Gdzie miłością czas płonie.

I rozedrga
W zakamarkach mojej duszy,
Delikatnie,
Światłym skrzydlatym pyłem,
Zimne, okryte cieniem przestrzenie.


Dlaczego porzucone Anioły płaczą


Idąc ulicami miasta
Na drodze spotkał Anioła.
Minęli się bez słów,
Rzucając sobie obrażone spojrzenia.

Kolejnego dnia, tuż po zmroku
Huk! Blask!
Cisza i mrok spowiły go.
Utknął w dantejskim korku,
Na autostradzie wiodącej za Drzwi.
W jednej chwili zniknęło białe światło
Uwięzione gdzieś w niebieskich lampach
Strasznie zawodzącego auta.
- To jeszcze nie pora – powiedziałby Anioł
Gdyby tylko nie byli na siebie obrażeni.

Powoli dochodzi do siebie,
Po dziwnej podróży korytarzem
Wypełnionym jarzeniowym światłem lamp,
Gdzie pewna ręka, dłoń i brzytwa
Naznaczyły swą obecnością jego czas.

Związany z łóżkiem, w wyczerpującym bezruchu
Doświadcza nudy spływającej z zielonych ścian.
Dla niego, kolejny już dzień trwa noc,
Tak, jakby słoneczny blask zapomniał o jego istnieniu.
Nie pozostało mu nic innego, jak tylko
Wsłuchać się w nieskończoną cichą noc,
Marynując ciało własnym potem.

A Anioł?
Pogrążony w smutku
Topi rozpacz w tanich drinkach.
I przegrywa w Black Jack’a
Kolejne sekundy jego życia,
W dantejskim kasynie.


Szukając odpowiedzi


z serii "Trochę prawdy o nas samych"

Zawieszony w przestrzeni,
Pomiędzy
Podłogą a sufitem,
W lustrze oczu szukam
Prawdy o prastarej tajemnicy.

Kim jestem?
Wspomnieniem,
Postacią
Wciąż tą samą z Teatru desek.
Jednak,
Dla każdego z osobna
Obsadzoną w innej roli.
Za kurtyną powiek,
Samemu sobie często obcy.

Żyć znaczy pamiętać
Boję się śmierci – oznacza koniec pamięci.

Przeto,
Obdarty ze swej
Zwierzęcej przeszłości,
Pozbawiony życia
W kosmicznym wymiarze
Odchodzę, szukając zarodka
Własnych marzeń.


Wyzwolonej skrawków mojej duszy, pył



Jestem już.
W miejscu
Toni odległych,
Pejzaży parę chwil

Chwytam aparat,
Uruchamiam.
Ostrze zmysły,
Naciskam spust

i…
Padł Różowy Króliczek

Poczuj spokój tej chwili,
W której właśnie się znalazłem
Ogrom obrazów
Brakuje słów
Tutaj są
Jak ołowiane kule

…niepotrzebne.

Tysiące wielobarwnych motyli
Wzbiło się do słońca
Unosząc na swoich skrzydłach

skrawków mojej duszy pył.


Usilnie dążąć do normalności


z serii "Trochę prawdy o nas samych"



Cielesne kontakty dają chwilową rozkosz
I długotrwałe cierpienie.

Moje oczy z uporem maniaka
Podążają za nieświadomym celem.
Beznamiętnie jeżdżę i dziewczyn szukam
Lecz tak naprawdę wiem,
Brakuje mi siebie!

Pogubiłem się …

Na drobne życie rozmienione,
Przepijam w knajpie wśród zgiełku wzruszeń.
Wychodząc bez reszty - w chwili,
W której do drzwi i okien przywiera cisza -
Pozostawiam w popielniczce
Spalone strzępy duszy.

Lepiej będzie, gdy
Wykopię grób dla moich myśli.
I powoli dryfując w stronę świadomości,
Pozwolę objąć je
Wilgotnej ziemi wątłymi ramionami.

Lecz czy to pomoże?
Czy przyniesie zapomnienie?

Może jednak będzie lepiej, gdy
Kamerą umieszczoną w trumnie,
Nakręcę serial z robakami?


Smutny życia dzwonów dźwięk


Balansując na pajęczej nici
Nad przepaścią ujrzał
Dziwnie promienną postać.
- Ona jest Aniołem - pomyślał
Szukając w jej oczach nieba,
Ale w ich głębi odnalazł tylko śmierć.

Nagle!
Z radością odrzucił wszystko to, co było
Sztuczne, przesadne, udawane i stanął nagi.
Ponieważ,
Wreszcie przed obliczem Boga mógł być człowiekiem
- Człowiekiem bez wosku - stwierdził z uśmiechem.

Zadowolony zamknął oświecone blaskiem oczy.
Pełen dumy, nie patrzył jak się zbliża.
- Owszem piękna, ale zawsze to Śmierć - zrozumiał.
Pozostało mu już tylko czekać
W spokoju na ostatniego słowa dźwięk,
Dźwięk, który zakończy jego życie.

...

Gdzieś w oddali w małej wiosce, radośnie poczęty chłopiec usłyszał smutny dzwonu dźwięk.


Szukając dziewczynki z zapałkami


Pogubiłem się,
Oślepiła mnie Ciemna strona słońca.

Wiatr
Wplątał we włosy rozkosz,
Gasząc Płomień szczęśliwej świecy.

Żałośnie
Rozlany wosk krzepnąc przemija,
Znacząc ostatniej radości kruchy ślad.

Idę poszukać zapałek,
Nie lubię ciemności

- W niej rodzi się strach.


Ile już razy


z serii
"Trochę prawdy o nas samych" - auto(być może)biografia


To jest szalony świat!
Młode dziewczęta szukające raju
Rozpalają,
Na skrzyżowaniach pod świetlistymi drogowskazami
Wyobraźnię,
Zatrutych życiem facetów w szybkich autach
...
Na ulicy je odnajdywałeś,
Oddając im cały swój świat.
Skrupulatnie,
Palcami po aksamitnej skórze
Odprowadzałeś w poranek.
Skrytymi
Pocałunkami, ubierałeś w raj,
Czyniąc z nich boginie.
...
W ramionach twych zgorzkniałych,
Wielobarwną dumą rozkwitały
Swobodnie,
Oddawały się tobie
Kwiecisty kielich rozchylając
Majestatycznie,
Słodkim nektarem upojony, wplatałeś
W jedwab ich włosów snu sekund chwilę.
...
Odchodziłeś z obłąkanym spojrzeniem,
Dennego błękitu twych oczu
W ciszy,
Na krótką chwilę przed zmieszaniem
Obudzonym przez świt
Zagubiony,
Schowany za uśmiech,
Za drzwiami żegnając wstyd.
...
Z wstającym dniem wracałeś
By wtulić się w ramiona oszukane
Żałośnie
W zimnej kąpieli grzech zmywałeś,
Noc z oczu wypłukując
Bezdusznie
Zasypiałeś przy boku "jedynej" i kochanej
Nie myśląc wcale dlaczego to zrobiłeś?

Ile już razy
Oczy miłością bijące zdradziłeś?
- Żałosny facecie w szybkim samochodzie.


...#...


Na twarzy linią zarostu maluje się
Doświadczenie dnia wczorajszego

Jeszcze nie potrafię
Żyć przeszłością!

Więc chwytam ostrą brzytwę
I z precyzją chirurga
Doskonałym pociągnięciem

Otwieram wizję nowego, lepszego dnia


Zwiastun szczęścia


Płonący, przeraźliwy Anioł
Pędzi ku mnie po przeznaczenia drodze
Nadciąga niczym czarna chmura
Zostawiając za sobą zwęglone, dymiące ruiny

I kiedy już zrówna się ze mną
Z zaciekawieniem na niego spojrzę nieśmiało
Obserwowany w tę noc spod kręgu dobroci
A zieleń traw będzie wtedy wyjątkowa

I gdy wyciągnie do mnie rękę
Podam mu swoją bez obaw i strachu
I wtedy Przez jasne okno jego oczu
Zobaczę drogowskaz mego szlaku



prosto z ...


Zwiędłe liście opadają w głuchą ciszę,
Skręconym szlakiem geometrii
Znaczą swoją drogę nadzieją
Na miękkie lądowanie, gdzieś na dnie
Zapomnianej jaskini z naścienną groteską.

A miało być tak pięknie...
Sto lat, prawie "aż do śmierci".
I kolaż miał być, taki na ścianie
Co chwile piękne wspomina, O!
I kotek baraszkujący między nogami.

Teraz tylko głucha cisza, jaskinia
Usłana martwymi liśćmi zwiędłych wspomnień.
Cisza nabrzmiała głosem wyobraźni
I w sercu rana, która nadzieją krwawi
Ale, przecież właściwie to nic nie znaczy.


Teatr - scenariusz - ostatnia strona


Już niebawem ostatnia strona!
Czy ktoś tu dotarł?
Czy brnąć dalej będzie?
Wszystko ma swój początek i koniec
W harmonijnym tańcu splecione dwie dłonie.

Żyjemy tak, aby to co pomiędzy
Było ważne, jedyne, zapamiętane.
Odkrywamy wieczną tajemnicę poznania,
Aż w końcu następuje ta niepowtarzalna,
Jedyna zawsze samotna - ostatnia strona.

Popełniamy błędy z nadzieją na lepszy świat,
Jednak wszystko przemija zabierając nas ze sobą.
Tak to już jest, niebawem ostatnia strona
Każdy z nas ją ma, czy czytając ją będziemy płakać?
Wszystko przemija zabierając nas ze sobą.


Szaman - łącznik z Prastarym Światem


Jesteś odległym przodkiem poety i artysty.
Dzięki potrzebie przynależności do świata
Tworzysz teatr znaczeń, nowych aktorów
Skrywając ostateczność w misterium języka.

Toczysz opowieść kosmosu, kreując prawdę
O początku i kresie wszelkiego istnienia.
W transcendentalnym tańcu z Praprzodkami na łonie Matki Gai,
Czerpiesz swe siły z pradawnej przeszłości.

Jesteś Szamanem w królestwie roślin,
Ambasadorem neo - archaicznego życia.


Stojąc w oknie - melancholia song


Dla Ciebie mam słoik pełen kropel miłości
Odchodząc zostaw mi proszę, tylko
Zapach, który co rano we włosy wplatasz
I zagłębienie w poduszce, wiesz w tej w serca przyodzianej.

Poradzę sobie, dziękuje za wszystko
Jesteś bardzo miła, ale powinnaś już iść - nie wytrzymam dłużej,
Tylko proszę, nie ścieraj twych ust z lustra co w starej ramie wisi
I pozostaw w nim ostatnie odbicie twoich oczu.

Odchodzisz, patrzę przez okno - to samo zresztą,
Przez które ubrany w marzenia, co wieczór za Tobą wyglądałem,
Twoje kroki odchodzą i jeszcze tylko chwytam, ostatnie spojrzenie
Skradzione ukradkiem, gdzieś pośród czerwieni wschodzącego poranka.

Poszłaś już!
Twoje nieziemskie oczy, ciało, zapach, kształt twych ust
Zniknęły gdzieś w sennym tłumie poranka
Tak, to już jest ostatni raz:
- wschód słońca już nigdy nas nie zaskoczy.


Czy znasz sen życia?


Pora wilków nastała!
Ostatnie życiodajne promienie
Odpłynęły gdzieś
Za horyzont ważnych spraw.

Wiedz, że
Nawet o tej porze jest pięknie!

Łysy, błotem poplamiony
Uśmiecha się do mnie,
Rzucając swoje chłodne spojrzenie
Na ciszę wszechświata.

Jest tego niewiele,
Ale wystarczy abym mógł
Dostrzec piękno istnienia!

Nie wiesz jak, to jest, iść przez życie
Z dziecięcą wrażliwością!

Musisz być gotów,
Odrzucić utarte wzory myślenia,
To nie są wygłupy
Kloszarda wchłoniętego przez niedorzeczność.

Zaprosiłbym Cię do siebie,
Ale to by było
Żerowanie na słabości.

Czy Ty, aby na pewno
Znasz Sen Życia


oczami świętych


Powoli umieram,
By móc zrodzić się,
W kolejnym świcie
Nowych zdarzeń.

Chcę niepostrzeżenie
Wkraść się w horyzont zdarzeń,
By móc ujrzeć dzień
W kolorach,
Zarezerwowanych

tylko

Dla Świętych…


a gdyby tak (eksperyment)


a ja tylko żałuję,
że się wcześniej śmy nie poznali
i może by się stało, że zdeptane zamiecione i już
i nawet znienawidzić się też, śmy by zdążyli,
ale było by, pamiętać co i nie do końca, że krach
no bo, jak - nie - tak, że inaczej, być się też mogło stać,
a teraz, bo inaczej wziął chciał los i nici życia splótł se tak,
że zawisł żem był w przestrzeni bezruchu, gdzie
na pajęczynie, tego co wypada a co nie, być powinno, że
tkwię i smolę się jak mucha, bo nie sługa i chce nie słuchać
serce, łomocze tak jak se chce, w rytmie szminki i może pomarańczy.


Gotów (czy będę) przywitać los z uśmiechem?


W rozświetlone słońcem popołudnie
upadły anioły.
echem kopyt zaniósł się las,
pośród wrzasku zieleni
pojawił się Czarny Pan.
w klepsydrze ostatnie ziarnka
dopełniają czas.

"JUŻ CZAS!"
"??"
"WYJAŚNIĘ, TERAZ MUSIMY JUŻ IŚĆ!"
"?? Nigdy nie czułem się lepiej"
"IDZIEMY!"
"? ... ale ... ?"
"WSZYTKO W SWOIM CZASIE!"

Pomiędzy liśćmi
Przetoczył się chłodu żar
Zabierając ze sobą (nie wiedzieć czemu)
Kilka wielobarwnych motyli i kukułkę.
A w dole na pniu pośród drzew
Pozostał ślad, że ktoś kiedyś tu był
... człowiekiem.


Na krótką chwilę nocy


Nikt,
Nie potrafi rozświetlić moich snów.
Poranki,
Ociekają słodkim syropem spełnienia.
Dni,
Pełne wielkodusznych uniesień.
Wieczory,
Otulone głębią czerwonej obawy.

( purpurowy jeździec zabiera mi ciebie za horyzont. )

Nocami pozostaje mi jedynie,
Blade odbicie w tarczy księżyca.
Tęsknię zasypiając,
Dobranoc, zobaczymy się rano.


Bez trwogi


Dzieckiem widzieć świat,
Tryskać radością,
Odnajdywać sens,
Kumulować w sobie siłę,
Zatrzymywać czas,
Potrafić kochać,
Wybaczać, zaskakiwać!

I gdy już odnajdę w sobie to wszystko,
Słońce z radością, Energią stworzenia pieścić mnie będzie.
A w srebrnym deszczu odnajdę zaklętą radość gwiazd
Nadchodzi Spełnienia Czas …



Rytuał, taniec, krąg ... Spełnienie


Dziwne jest to wszystko.

Ciągła obawa, nadzieja,
Przeraźliwy brak złudzeń
Mieszają się wciąż ze sobą
W rytualnym tańcu
Nie pozostawiając za sobą
Żadnych wątpliwości
Kolejnego dnia, w kolejnej historii

One tańczyć będą.

Deszcz oczyszcza ciało, ogień oczyszcza duszę
Wiele już razy mokłem w kręgu ognia
Czy jutrzejszy rytuał będzie tym ostatnim?
...
Nadszedł nowy czas! Szukałem a On mnie wysłuchał
Tutaj w miejscu w którym wszystko się zaczęło
Nie muszę już na nic czekać.
Chociaż z oczu płyną łzy, jestem szczęśliwy.
Jestem tutaj a On mnie wysłuchał
Nowe życie, Nowy Czas - wybaczam!

O to się dzieje moje Spełnienie
Nadszedł lepszy, Nowy Czas.


Nie – zapomniana – historia

Jesteś Ziemskim_Aniołem,
Przewodnikiem moich marzeń.
Ja Gwiazdą Rocka stoję,
Za kurtyną ludzkich wzruszeń.

Upadliśmy na ziemię
Z łoskotem tracąc część siebie.
Pióra z połamanych twych skrzydeł
Porwał wiatr, oddając należną im przestrzeń.

Słońca blask ten niepowtarzalny,
Dawno już przestał lśnić w moich oczach.
Upadając na ziemię stałem się zwykłą skałą,
Kamieniem ciut większym od dziurawej kieszeni.

Jesteś Ziemskim_Aniołem,
Ja Gwiazdą Rocka stoję.
Upadliśmy na ziemię
Z łoskotem rozbijając się o taflę marzeń.


O miejscu, w którym zaczynają się przygody


Kiedy zgasły ostatnie zorze dnia
I niebo zaroiło się od gwiazd,
W mroku rozświetlonym promieniami księżyca
Zrozumiał, że nadszedł wędrówki czas.

Przysiadł pod rozłożystym dębem.
Wie, że musi w śnie nabrać sił,
By następnie wczesnym rankiem
Wyruszyć w drogę, szlakiem przodków swych.

Wśród marzeń sennych o krainie,
Mija pięknej nocy czar.
Godzina za godziną płynie,
Niedługo zbudzi go poranka gwar.

Porannym wrzaskiem przebudzony,
Otarł oczy z sennych mar.
Wie, że od tej chwili życia jego strony,
Swoimi czynami będzie znaczył sam.

I gotów wstał, powitał poranny brzask.
Wie, że On jeden, jednak nie sam!
Przerzucił torbę przez ramię, zacisnął pas
W stronę narodzin słońca, wyruszył właśnie tam.


Chciałbym znać


Chciałbym móc powiedzieć
Tej jedynej osobie
- Kocham Cię!
Chciałbym przy tym
Być pewien,
Że nie są to puste słowa
Jednak nie znam kogoś
Tak mi bliskiego
Kogoś, kto pomógłby mi
Na nowo uwierzyć
W sens tych słów.


Nadzieja świtu


Leżę na łące
Wśród cierpienia aury
Otacza mnie cisza wszechświata

jest cicho

Jest tak cicho,
Że słychać eksplozję smutku trawy
Niebo płacze
Radość gwiazd odeszła w zapomnienie
Leżę na łące
Wśród cierpienia aury
Otacza mnie cisza wszechświata

jest cicho

Kwiaty w konwulsjach beznadziei
Wymiotują bezwonnym zapachem śmierci

jest cicho

Radość cierpienia na chwilę ustąpiła smutkowi


Witając wiosnę


Napisałbym coś.

Ale mnie się nie chce.

Mam pijane palce.

Zalały się słońcem.


Wiosenny feniks


Otępienie, całkowita niemoc,
Zatęchłe myśli eksplodują w mroku świadomości,
Zgliszcza i popiół - oczekiwania topnieje żar.

Wyrzygać to wszystko, spalić na stosie wyzwolenia,
Odetchnąć, wpuścić świeży powiew wiosny
- Nadzieja pełna słońca wyzwala lepszy czas.


!!!


Wrrrrrr eeeeaaaachh !

Chcę krzyczeć !
Złość rozrywa moje płuca !
Z oczu wykrapla się bezsilność !
Choć są szeroko otwarte w jaźni wciąż ta sama projekcja !
Teatr - ulica - aktorzy - scena - To koniec! - kurtyna - zmrok...

Zrozumiałem, ten świat już nie wróci,
- Niechaj tak będzie - pogodziłem się z tym już dawno,
Tylko dlaczego nie ogarnia mnie słodkie zapomnienie !?


O tym, jak Życie zaprosiło mnie na bal


Tyle ostatnio, za dużo by mówić
Zbyt błahe by chwalić, zapomnieć i żyć dalej.
Wciąż pod górę, deszcz i wiatr
Biegiem szybko w dół się stoczyć

- Nadzieja nie umiera!

Chłonna promieni słońca nad poziomy wynosi,
Odwracam twarz, parzy i oczy płoną…
Kolejny horyzont ważnych spraw
Roztacza swe wdzięki na ekranie powiek,
Więc brnę naprzód, kłody omijam
Przeznaczenie po imieniu wołam

- Aaaau!!!! - dłonie brzytwą wyrzeźbione. Przerażające chwile…

Tyle ostatnio, za dużo by mówić
Zbyt błahe by chwalić, zapomnieć i żyć dalej.
I znowu góra, deszcz i wiatr
W dół najszybciej jak się da

- Naprzód! - rozkaz padł,
Kamienie w dziurawe kieszenie, głowa na kark!

A Los Prześmiewca po drugiej stronie
Broni nie złożył…


Czy pozwolisz mi, Oazo?


Chodzę po pustyni przeznaczenia,
Pełnej suchych wspomnień,
Gorących przeżyć z zapomnianych chwil.
A jednak w butach pada deszcz,
Stopy mokre od smutku łez, smutku
Za nową, soczystą, dojrzałą
W ciepłe chwile Oazą.
Czy pozwolisz mi, wtulić się
W cień twojej korony?
Czy pozwolisz mi, odnaleźć
Słodki nektar życia
W studni Twoich ust?


Już czas


Świat twój, zamknięty w małej z oknem przestrzeni,
Tyle już razy powracał w twe wątłe ramiona.
Serce twe, bijące szlachetnym rytmem miłości,
Tyle już razy tonęło w brunatnym potoku rozczarowania.
Źrenice twoje, piękny obraz wciąż skrywające,
Tyle już razy poprzez ból, przerażenie, szeroko rozwarte…

Już czas przebudzić się z odrętwienia zimy
Porzucić ofiarne ołtarze rzeźbione z kamienia i krwi.
I wraz z tysiącem białych Motyli, ku nadziei
Unieść się w nowe, skąpane słońcem, ciepłe dni!


050505 ku pamięci


Tak, pamiętam Go
Ze szkolnej ławy kolega
Tak, pamiętam jak ja i On
Lubiliśmy się śmiać z byle, czego
I co, mówisz, że dla niego to już koniec?
Że złą talię rozdał los,
Że podjął wyzwanie głupiec?
Że co? Że odszedł stąd!
Jak? Dlaczego? Dokąd?
Nie…, nie mów nic. Ja chyba wiem
Uwielbiał zawsze życie
Za bary brać z nim się
I mówisz, że dla niego skończył się czas?
Tak wiem, nie musisz powtarzać!
- Przecież miał tyle lat, co ja

Pamiętam jak do krawędzi zbliżał się
Używał życia, by
Choć na chwilę, zbliżyć do Niej się
I pamiętam, co zawsze powtarzał
Od najmłodszych lat
Że nie może zapomnieć o Śmierci
Zakochał się, że po uszy wpadł
Ale kochał też życie
Nie mógł,… po prostu,… od tak
Wychylić się… za daleko
Najnormalniej
… spaść
Nie wiem,… tak? Pamiętam Go?
Kolega z najmłodszych lat!


Krzycz!

Mówisz do niego szeptem
Kiedy zgaśnie światło,
Boisz się mówić głośniej.

Tłumisz w sobie uczucia
Gniew,
Ból,
Zazdrość,
Strach.

Gniew;
bo cię nie zauważa!
Ból;
bo cię nie rozumie!
Zazdrość;
przecież są inne!
Strach;
abyście się czasem nie spotkali!!


Wieża, Eros, Brama

Mieszkam samotnie.
W wysokiej wieży zbudowanej
Ze słów, których nikt nie rozumie.

Piękne panie, jestem
Erosem miłości.
Odurzę was, jeśli tylko
Zechcecie ruszyć
Swoje mózgi z rynsztoka.

Właściwie, to nie jestem pewien.
Może tak jak każdy,
Na chwilę staję się
Kimś innym, nieznanym?

Umrzeć w spełnieniu?
Czy żyć w samotności?
Nauczyć się latać?
Czy dać się przelecieć?

Mieszkam w wieży
Zbudowanej z niezrozumiałych słów,
Otoczonej fosą ludzkiej namiętności.
Strzeże jej brama niedomówień.


Loff HOTEL

Czy pamiętasz „Loff HOTEL”?
Codziennie czysta pościel
Świeże ręczniki w łazience
Każdy ranek, nowy wstyd
Każdy dzień, nowy styl

Każda, inna, nowe
Zapomnienie…

Każdy kolejny dzień
Obdarty ze wspomnień nocy
Każda noc…, Loff
Inna noc…, Loff
Nowa noc…, Loff

Każda, inna, nowe
Zapomnienie…

Czy pamiętasz „Loff HOTEL”?
Okno wypełnione blaskiem
Neonów, wnętrze zatopione
W zapachu jednorazowej miłości
Gdzieś pośród zasłon powiek

Każda, inna, nowe
Zapomnienie…



O przedstawieniu granym co noc na deskach pewnego teatru...

Za dużo w głowie
no cóż
Życie
Szybko w dół

siedem razy

Czwarty tydzień
Sen uzdrowi
Spektakl odwołano
Wizji ciemny ekran

17 już lat
trudny wybór
Ostatni już krok
Umrzeć? Taak

przechylić się w stronę śmierci


Nawiązuję połączenie
Duchy Prastarych Przodków
Kolejny już raz
Taniec


Koszmarnej Nocy Czar!


Sen

Ubrana tylko we własne sny
Nocą odwiedziłaś mnie
Nie potrafiłem poznać czy to ty
Dopóki nie poczułem smaku twoich łez
Po całym ciele całowałem cię
Ustami szukając twoich ust
Szczęście powróciło do mnie nocy tej
A ty? - i chyba tak pozostanie już
z bladym świtem rozpłynęłaś się


Lekko żyj

Obudź się!

Rozświetl promieniami słońca swoje sny
Rozczesz palcami poranny welon mgły
Chwyć kilka kropel rosy
I ciesz się!

Lekko i delikatnie żyj.

W ramiona życia wtul się
Posiądź jego najdelikatniejszy dech
Oddaj światu najcieplejszy szept
I w niego wsłuchaj się.

Lekko i delikatnie żyj.

Obudź się!
Rozświetl promieniami słońca swoje sny
I ciesz się!
Lekko, delikatnie
Po prostu żyj!


O smutku, którego tak jakby mniej już było


Jestem, ale tak jakby trochę mniej mnie było,
Woda na ziemi, słońce i gwiazdy na niebie,
Wirują tak jakby zassane w przeraźliwy wir nadziei.

A jutro?, co wczoraj?, dziś trudno zapomnieć,
Nie wiedzieć jeszcze gorzej;
Sen koi, nieodparta samotność na tę chwilę umiera.

A rano, jeszcze przed wschodem słońca - powraca
Nadzieja, że już niedługo się to skończy - rozkwita
Wśród tęczy rosy, łez nocnych mar...


Nie budźmy snów

Pora wilków nastała
Księżyc już od kilku godzin
Rzuca swoje chłodne spojrzenie
Na mą krainę

Podaj mi swą dłoń
Przez sny me przeprowadzę Cię

Chodź i wsłuchaj się
Czy słyszysz jak cicho jest?
To baraszkują moje sny
Tylko ostrożnie nie zbudźmy ich
Nie chcę rano obudzić się zły


Pomiędzy

Siedzę w cieniu zbyt długiego Wczoraj,
I chociaż oczy mam myślami zapuchnięte,
W głowie jakby pusto.
Siedem dni na Tydzień
Dwadzieścia cztery godziny dla dnia!
Dla mnie to i tak nie ma znaczenia
Bo jestem pomiędzy...
... tak jakby w cieniu zbyt długiego wczoraj!!


niedziela, 4 stycznia 2009

Człowiekowi modlitwa

Wichrze, huraganie,
Zefirze porywisty
Nieokrzesany powierniku dusz,
Rozpętaj emocje w świecie
Obłąkanych Ciał samotnych,
Zetrzyj w pył wątpliwości wzruszeń
Wynieś ponad doskonałość,
Wraz ze słońcem zatańcz przy ogniu pojednania
W konwulsyjnym kręgu zdarzeń
I powróć,
I wypełnij moje ciało...
- I niechaj śmiałość go odmieni!!