Płonący, przeraźliwy Anioł
Pędzi ku mnie po przeznaczenia drodze
Nadciąga niczym czarna chmura
Zostawiając za sobą zwęglone, dymiące ruiny
I kiedy już zrówna się ze mną
Z zaciekawieniem na niego spojrzę nieśmiało
Obserwowany w tę noc spod kręgu dobroci
A zieleń traw będzie wtedy wyjątkowa
I gdy wyciągnie do mnie rękę
Podam mu swoją bez obaw i strachu
I wtedy Przez jasne okno jego oczu
Zobaczę drogowskaz mego szlaku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz